poniedziałek, 9 maja 2011

Rozdział 17

Lwia Ziemia pogrążyła się w smutku.
Timon: Ach Pumba! Odchodzić czy nie?
Pumba: Ooo.... Ale pomyśl Timon. Lepiej by było pójść. Poszukać dziewcząt. Bo to nam zleci. Tak szybko jak mucha w gardle.Zestarzejemy się, umrzemy, a nie będzie więcej nas. Bo nie mamy rodzin.
Timon: No tak! Nie pomyślałem! A więc szukajmy!
I poszli w świat!!!!!!!!
Felix: Gdzie oni są?
Tekla: Kto?
Felix: Timon, i Pumba! Miałem z nimi porozmawiać!
Zazu ( właśnie przyleciał ) : Witajcie moi mili! Wiem że jest wam, i nie tylko, bardzo smutno. Ale mi szczęści się uśmiechnęło. Spotkałem nie złą ptaszynę. Niestety. Nie mieszka na Lwiej Ziemi, tylko na Rajskiej ziemi. Nie długo będą jajka! A Więc żeby powiększyć rodzinę, mószę na parę miesięcy odejść.
Felix: To leć!
I Zazu poleciał. Minęło parę miesięcy. Zazu ze swą ptaszyną Taną zajęli jedną z gałęzi jednego drzewa, przy Lwiej skale. Tana nie długo wyszła za Zazu. I mięli trzy jajka. Po trzech miesiącach wykluły się ptaszki. Dwa chłopcy i jedna dziewczynka.
Zazu: Piękne!
Tana: Tak.
Zazu: Jak je nazwać?
Tana: Sek.
Zazu: A Drugi?
Tana: Rukan.
Zazu: A dziewczyna?
Tana: A Jak chcesz?
Zazu: Kanta.
Tana: Pięknie.
Felix podszedł do drzewa Zazu.
Felix: Cześć! Jest Zazu?
Zazu: Jestem, jestem!
Felix: Chciałem się dowiedzieć co u was słychać?
Zazu: Są już ptaszki!
Tana: Właśnie je nazwaliśmy!
Felix: Jak?
Tana: Sek, Rukan i Kanta.
Felix: Fajne imiona! Zazu! Myślałem o tych ptaszkach i wiesz? Daję ci wolne! Na ile tylko chcesz! Bo teraz musisz pilnować gniazdo bo jakieś zwierzęta mogą je pożreć! A za tem nie było by fajnie gdybyś się jeszcze męczył ze służbą królewską.
Zazu: Dzięki!
Felix: Nie ma za co!
I poszedł. Pięć lat później..... Natiwowi zaczęła rosnąć grzywa. Rówenowi też. A ze Santty i Madry robiły się już damy. A ptaszęta, już wyleciały z gniazda.
Felix: Jak zwykle!
Madra: Rówen. Pójdziesz ze mną na spacer?
Rówen: Oczywiście że tak!
I poszli. Poszli nad wąwóz ( w którym zginął Mufasa ) .
Sim: Zamknij się! Ty głupia hieno! O! To przyjaciele naszego Zimma!
Hiena: Na nich!
I zepchnęła z niespodziewanie Madrę na dół. Nie spadła, bo ledwo się utrzymała pazurami.
Rówen: Nie!
Sim: Chociaż raz się przydała!
I Sim pobiegł i zepchnął Rówena.
Madra nie wiedziała co robić. Sim już umiał porządnie zepchnąć. Tak porządnie że Rówen nie miał się jak uczepić.
Madra: Pomocy!
Hieny śmiejąc się poszły.
Madra: Niech mi ktoś pomorze!
Nastał wieczór. Madra ledwo co się trzymała. Gdy nadeszła Santta.
Madra: Jak się cieszę że cie widzę!
Santta: Gdzie Rówen?
Madra: Hieny go zepchnęły. I jest na dole!
Santta: Chodź pomogę ci !
Madra: Dzięki!
I wróciły do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz